Poważny thread na ppk? NIE WIEŻĘ(tm). No ale dobra, i'll bite.
Lem się z tego zjawiska zbijał w którejś książce, chyba Cyberiadzie albo Dziennikach Gwiazdowych. Przedstawił tam cywilizację, która zajmowała się ciułaniem wiedzy. Doszło tam w końcu do tego, że o wiele szybciej było znaleźć pożądaną informację w cudzych zbiorach niż samemu na nią wpaść, z czego poszła nowa gałąź nauki o szukaniu nauki o jakiejś śmiesznej nazwie, nie pamiętam już, a razem z nią ignorantyka - nauka zajmująca się szukaniem tego, czego się jeszcze nie wie.
Prawdą jest, że gdzieś tam w otchłani świata są odpowiedzi na niektóre trudne problemy dzisiejszej nauki. Weźmy na przykład algorytm, dzięki któremu na komputerach 32bitowych można bardzo szybko przeliczać odwrócony pierwiastek. Przez długi czas problem był uznawany za rozwiązywalny tylko przez rekursywną matematykę, czyli "bardzo dokładnie i procesożerczo". Lata później, ID SOFTWARE HURF DURF udostępnił kod źródłowy silnika Quake'a 3ki, w którym - lo and behold -
znajdowała się metoda przybliżonego wyliczenia tego zadania, dokładna chyba do ósmego miejsca po przecinku, nie pamiętam teraz.
Problem ma dwie strony. Jedna polega na tym, że wynalazki są projektowane z myślą o bardzo, bardzo wąskich zastosowaniach, przez co osoby dokonujące postępu niekoniecznie widzą sens publikowania swojego dzieła, skoro skorzystają z niego może dwie osoby na świecie. Druga jest taka, że razem z postępem, coraz mniej szans jest na dokonanie wspaniałego odkrycia przez pojedynczą osobę. Nauka to miliardy ciułaczy, którzy przez całe swoje życia analizują, gromadzą próbki i robią hujwiecojeszcze, oraz kilka osób, która ma siłę to wszystko ze sobą powiązać. Weźmy Stephena Hawkinga - bezsprzecznie kawał musku (na wusku OLOLOLOLOLOLOLOLO!!!!1111one), który razem z pięcioma innymi zjebami dostarczył matematyczne dowody na
shit nobody cares about, a których nie mógłby wymyślić bez tych właśnie miliardów ciułaczy.
To samo z Teslą, który budował się na pracy - z tych co wiemy - Faradaya, Orsteda/Ampera i Ohma, choć akurat on to dodatkowo był wspaniałym materiałem na archetypowego Szalonego Naukowca(tm). Poza wkładem w okolicach elektryczności i fal radiowych, był, no, co tu dużo gadać - zdrowo popierdolony. Słowa kluczowe: "Death ray", "Earthquake Machine" i parę innych, równie śmiesznych rzeczy. Pokazy swoich odkryć i wynalazków robił z pełnym szołmeństwem, jak jakiś mag. Chłopak cierpiał na OCD, był wybitnie niemiły dla ludzi i, jak Edison zszedł, jeszcze na niego psioczył w gazetach. Z taką osobowością po prostu nie było dla niego szans - nikt nie traktował go poważnie, a inwestorzy tamtych lat bali się mieć z nim cokolwiek do czynienia.